piątek, 26 stycznia 2018

R2/162: Cradle Of Filth, Moonspell, Sacrilegium (25.01.2018, B90, Gdańsk)


Napisał: Jarek Kosznik

W czwartek, 25 stycznia bieżącego roku, w gdańskim klubie B90 odbył się kolejny na trasie koncert legend światowego metalu czyli portugalskiego Moonspell i brytyjskiego Cradle of Filth. Niekwestionowane legendy szeroko pojętego metalu ekstremalnego odwiedziły Polskę w swojej przeszłości już wiele razy jednakże nigdy nie byli razem na jednej scenie. Nie ukrywam, że wybrałem się na ten występ głównie z powodów sentymentalnych gdyż powyższe dwa zespoły były dla mnie bardzo inspirujące w czasach gimnazjum i liceum. 

Bardzo licznie zgromadzona publiczność z całej Polski jak i z zagranicy, wśród których dało się zauważyć ludzi w rożnym wieku, zaledwie chwilę po otwarciu drzwi klubu zapełniła salę już niemalże w połowie pomimo, że do pierwszego supportu została ponad godzina! Ponadto to wydarzenie zbiegło się z premierą nowego piwa „Ace of Spades”, które cieszyło się sporym zainteresowaniem wśród spragnionych uczestników widowiska. Jak na tle koncertów w Krakowie i Warszawie wypadł Gdańsk? Ponad czterogodzinny koncert rozpoczął się o godzinie 1820 od występu polskiej kapeli blackmetalowej Sacrilegium. Trwający około 40 minut występ obfitował w charakterystyczne elementy pagan/black metalu, często odwołując się do stylistyki takich zespołów jak Darkthrone czy pierwszych nagrań rodzimej grupy Behemoth. Początkowe utwory były niestety dość monotonne i nużące, jednakże z czasem panowie się rozkręcili, a utwory stały się bardziej urozmaicone i melodyjne. Ciekawostką jest fakt, że część tekstów była w języku polskim co jeszcze bardziej dodawało słowiańskiego charakteru. Ich występ oceniam całkiem pozytywnie. 

Potem nadeszła pora na pierwszego z dwóch gigantów czyli Moonspell. Zespół zaprezentował w większości materiał z nowej, nagranej w całości po portugalsku płyty „1755”, ale nie zapomniał także o klasykach jak „Opium”, „Alma Mater” czy tradycyjnie kończąc utworem „Full Moon Madness” z płyty „Irreligious”. Nie sposób nie zauważyć świetnej prezencji scenicznej zespołu, a w szczególności charyzmatycznego wokalisty Fernando Ribeiro, u którego widać, że jest w świetnej formie wokalnej. Moim zdaniem nowe utwory wypadły na żywo nawet lepiej niż na płycie, co w połączeniu z elementami teatralnym takimi jak maski, lampiony czy krzyż emanującym laserem nadało całemu występowi mroczny, intrygujący klimat. Widać, że zespół bardzo lubi przyjeżdżać do Polski, a Fernando jeszcze dodatkowo podziękował za gościnność. Niektórzy uczestnicy byli nieco rozczarowani faktem, że koncert trwał tylko godzinę, ale było to spowodowane faktem, że nie byli headlinerem tej trasy. Następująca po koncercie Moonspell nieco dłuższa przerwa techniczna zaostrzyła jeszcze bardziej apetyt publiczności na występ głównej gwiazdy wieczoru. 

Wreszcie, około godziny 2050, członkowie Cradle of Filth zaczęli stopniowo, zgodnie ze swoich wewnętrznym rytuałem wychodzić na scenie przy dźwiękach wprowadzenia. Zaczęto od mocnego uderzenia w postaci utworu „Gilded Cunt” z albumu „Nyphetamine”. Koncert był podzielony na dwie części oddzielone króciutką przerwą na złapanie oddechu. Oczywiście pierwsze co rzuciło się w oczy, to bardzo ekstrawagancka i ekscentryczna prezencja wokalisty Daniego Filtha, który pomimo 45 lat na karku, dalej wydawał z siebie nieprawdopodobnie wysokie dźwięki, wprowadzając w zaciekawienie słuchaczy. Trudno nie zauważyć też, wspaniałej technicznie i dokładnej gry Rich’a Shaw’a i Marka „Ashoka” Smerdy, którzy stanowią moim zdaniem najlepszą parę gitarzystów w historii grupy. Niezwykle rzadko w szeroko pojętej muzyce blackmetalowej zdarzają się tak uzdolnieni instrumentaliści. Ponadto muszę wyróżnić pozostałych członków grupy, a w szczególności wokalistkę, której śpiew dodawał dodatkowego, szalonego klimatu. W obu częściach koncertu nie zabrakło zarówno nowych utworów ze świeżo wydanej płyty „Cryptoriana – The Seductiveness of Decay” jak i absolutnych klasyków tj. „Dusk and her Embrace”, „Bathory Aria”, „Her Ghost in the Fog” czy „Nymphetamine”. Bardzo licznie zgromadzona publiczność momentami dość niemrawa z czasem się rozkręciła, chociaż poziom energii nie odbiegał mocno od innych koncertów na polskiej trasie. 

Podsumowując, było to dla mnie bardzo ciekawe wydarzenie, bo z jednej strony mogłem zobaczyć znakomite widowisko muzyczno – teatralne, a z drugiej strony znów poczuć się jak piętnastolatek. Nie będę ukrywać, że chętnie wybiorę się w przyszłości na następne koncerty tych grup w naszym kraju, by znów cofnąć się w czasie i móc posłuchać swoich idoli na żywo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz